Trening trwał dla mnie od 25 marca do 23 lipca - tak, to cztery miesiące codziennych wyczerpujących treningów i misji, ale wreszcie udało się go zakończyć. Na zdjęciach widzicie mojego nowego kopytnego przyjaciela, który ma na imię ClashLove.
Zostaliśmy sobie oficjalnie przedstawieni na specjalnej ceremonii, ale dopiero po niej zaczęliśmy się tak naprawdę poznawać.
Clash uwielbia leśne ostępy i może mieszkać na zewnątrz przez cały rok.
Jego charakterystyczną cechą są zielone oczy. Strażnicy swoim koniom plotą grzywę i ogon, a nawet szczotki pęcinowe. Na sierści natomiast wycinają znaczki przypominające celtyckie wzory.
Clash poznał wszystkie style jazdy, ale obecnie czekam na wygodne siodło westernowe do dalekich wędrówek robione specjalnie dla niego.
Można powiedzieć, że przeżyliśmy już "chrzest bojowy". Gdy byliśmy na pierwszej przejażdżce niedaleko nas otworzyła się pandoriańska szczelina, jednak dzięki temu, że łączy nas specjalna więź, którą każdy uczy się wytwarzać właśnie podczas treningów "Soul Riding" (Jazdy Duszy), to bez problemu zamknęliśmy ją.
Obecnie staramy się wyjeżdżać tylko na krótkie wędrówki w poszukiwaniu ziół. Seria treningów okazała się bardzo wyczerpująca i po prostu nie mam siły do jakichś większych aktywności typu wyścigi.